Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/320

Ta strona została skorygowana.

szło, ale o nienawistnego tym demagogom człowieka!!
Sposępniała Warszawa.
W domu Kasztelanowéj prawie o tém mowy nie było. Julja spocząwszy, zabraną została przez ojca. Stary kasztelan milczał, bo po chrześcjańsku widział w tém rękę Bożą.
— Czém kto wojuje, od tego ginie — rzekł cicho — niech mu tam pan Bóg przebaczy, módlmy się za grzeszną duszę.
Około południa oznajmiono starościnę, która wpadła jak wicher do przyjaciółki.
— Proszęż cię! proszę moja Nino! — zawołała w progu — słyszał to kto co podobnego! ten biedny hrabia zabity. Il etait si drole, si bon enfant... si amusant en socicté! Nie mogę się oswoić z myślą o jego śmierci! Ale co najokropniejsza, że ja tego węża, tę jaszczurkę... tego szaleńca wyhodowałam — mogą powiedzieć! otworzyłam mu dom, chciałam z niego uczynić człowieka... ale po tym wypadku! o! zamknę mu drzwi! widzieć go nie chcę... to okropny człowiek... Proszęż