Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/322

Ta strona została skorygowana.

dznego chłopa. Czy się kochał w téj dziewczynie...
— Ale to była dlań siostra!
Jolie parenté... un cuisinier! a on książę... to szaleństwo... Ja go więcéj widzieć nie chcę — c’est fini.
— I prawdopodobnie go téż nie zobaczysz moja droga — odrzekła kasztelanowa, albo będzie uwięziony, lub ucieknie za granicę...
Starościna spuściła głowę.
— To okropne! zawołała — wystaw sobie, wszystko się na nas spika... ta hałastra uliczna nie daje nam spokoju... Dziś wyjechaliśmy rano w najróżowszych humorach kabrjoletami na przejażdżkę... mieliśmy w alejach być na Rakach, projekta były najpiękniejsze... księżna marszałkowa mimo żalu za pobite kaczki i gęsi chciała nas ugościć w Mokotowie... ale cóż się dzieje? ledwieśmy wyjechali... tuż.. za nami Teppery, Thomatysy, Szulce... cała zgraja w kabrjoletach... daléj... ale to już był spisek wyraźny... nasadzali dziewcząt do kabrjoletów i powieźli je za