cych Potockich? ilu Zamojskich, Chreptowiczów, Brzostowskich, Małachowskich??
Jak odcięta gałęź nierychło odrasta, tak wyrwana krajowi przewodnia jego część nieprędko inną siłą zastąpioną być może. Ci, na których leżały losy rzeczypospolitéj, nie podołali im, ratowali swoje manatki jak owi majtkowie ks. Skargi, a okręt tonął... nie było ich komu zastąpić... Pierwsi oni uciekając od złéj doli emigrować i wyprzedawać się zaczęli, mieniać narodowość swą i zapierać się Polski.
Wśród tego bezkrólewia burza nas pochłonęła.
Izba więzienna, w któréj osadzono kniazia Konstantego, nie była wcale straszną, ale była smutną i opuszczoną, a zatęchłe jéj powietrze świadczyć się zdawało, że w niéj zdawna nikt nie przebywał. Stół, stołek, tapczan, podłogę, pokrywał kurz, który miał czas spokojnie grubą warstwą zalegnąć. Więzienie to i tém się odznaczało, że się do niego potrzeba było wpro-