Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/327

Ta strona została skorygowana.

szcie odparł, że przecie z uwięzionym bić się nie może i oskarżonym o morderstwo. Kilka dni przeciągnęły się narady i żywa krzątanina. Rodzina hrabiego stała przy swojém, iż kniazia się pozbyć potrzeba jakimbądź kosztem.
Tymczasem Konstanty przyszedłszy do pewnego porozumienia z niechętnym zrazu klucznikiem, rozsiadł się na dobre w swém dobrowolném zamknięciu i czekał.
Poczciwy Metlica odwiedzał go codzień, żywił, strzegł i choć sam chodził jak cień, straciwszy całą energję i ochotę do pracy, odzyskiwał nieco życia dla swego wychowańca. Stefuś także wykradł się z koszar, aby uścisnąć brata, którego znalazł dosyś spokojnym, zrezygnowanym, a nawet prawie wesołym. Po zamęcie, w który był wpadł mimowolnie Konstanty, spokój więzienia, cisza, samotność zdały mu się prawie miłemi.
Trzeciego czy czwartego dnia Siemionowicz, którego od pierwszego poznania w Saskim ogrodzie prawie już nie widywał książe, stawił się w więzieniu, jak