Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/349

Ta strona została skorygowana.

których wstęp osłaniały pozasadzane krzewy, kryły się zaczarowane pałace. Kilka piątr połączonych z sobą zewnętrznemi i wewnętrznemi galerjami i wschodami, składały się na gmach, który Jan Potocki zwał powieścią z tysiąca nocy.
Dla nieznajomego wniście w te pieczary, których zewnątrz niepodobna się było domyślać, stanowiło już niespodziankę zdumiewającą. Nagle z ogrodu widział się przeniesionym do wytwornego ogromnego salonu, który kończył się grotą całą wysadzaną muszlami. Biła w niéj fontanna, a w prawo i lewo ciągnęły się oświetlone galerje wiodące do nowych sal coraz innych i odmiennie przybranych.
Niektóre z nich popodpierane były słupami odzianemi wedle mody wieku od stóp do głów w źwierciadła, inne podtrzymywały karjatydy.
Jeden z salonów okryty hieroglifami, wyobrażał egipską świątynię, inny był niby jaskinią w skałach wykutą i najeżoną ogromnemi bryły głazów.
Wszystko to przy rzęsistém oświetleniu