Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/354

Ta strona została skorygowana.

— Nie — ja to sobie miłosierdziem Bożém nad zasługi tłumaczę — uśmiechnął się starosta, prędzéj późniéj dostałbym się był do czubków... Nigdy nie kochałem téj kobiety.
— Jakżeś się pan ożenił?
— Nie wiem.
— Byłeś pan małoletnim?
— Zdaje mi się, że jeszcze nim jestem... a co najpewniejsza, to żem bardzo nieszczęśliwy i że nikt nawet nie lituje się nade mną. — Śmieszny los. — Nina spojrzała nań.
— Litują się wszyscy nad panem, ja pierwsza.
— Tak, bo ja od pani jednéj litości nie żądam.
— Dlaczego?
— Chciałbym coś więcéj. — Kasztelanowa spojrzała groźno i surowo.
— Więcéj nad litość nie mogę mu ofiarować.
— Serce więc całe dostało się komu innemu? gdybym zgadł?
— Wszak ci to bardzo łatwo.