— A! nie sądzę — urzędownie daje się serce u ołtarza, to prawda, ale pani kasztelanowa nie zechcesz mi przecie wmawiać, że się kochasz w czcinajgodniejszym małżonku swoim...
Kasztelanowa zamilkła.
— Są osobliwsze przeznaczenia, — mówił ironicznie starosta, wpatrując się w nią. — Wpada w życie czyjeś postać obca, nieznana, bez żadnego z niém związku i łamie mu wszystkie szyki. Takim dla mnie był ten nieoskrobany kniazik, który przyczynił się do mego rozwodu... to mniejsza, ale co daleko dziwniéj, podobno i na uczucia pani dla mnie wpłynął...
Kasztelanowa oburzona nie dała mu dokończyć.
— Panie starosto, — zawołała, — nie zwykłam do żartów...
— Przepraszam... pani najlepiéj wie, że to nie są żarty. Moja ex-żona porzuciła go, to prawda, ale teraz pani go protegujesz. Mnie nie pozostaje dziś nic, jak stanąć w szeregu tych, co go ze świa-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/355
Ta strona została skorygowana.