Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/358

Ta strona została skorygowana.

— Czy za podobną mojéj propozycję?
— O nie! — rzekł starosta, — ale za niezręczny komplement.
— Jam zawsze znajdowała, że waćpan nie umiesz tourner bien un compliment, jestem z kasztelanową przeciwko panu.
Dla kasztelanowéj cała ta rozmowa stawała się coraz przykrzejszą, zwróciła oczy w inną stronę niechcąc słuchać jéj i dając do zrozumienia Gieccie, aby skończyła, ale to tylko mogło ją przedłużyć. Starościna domyśliwszy się o co idzie, usiadła. Starosta pozostał także.
— Przebaczże temu nieszczęśliwemu staroście, odezwała się pół cicho, ja się za nim wstawiam... jest raczéj bête niż méchant...
— Dziękuję, — szepnął starosta.
— Ja każdemu oddaję sprawiedliwość.
Widząc, że Gietta uwzięła się ją dręczyć, kasztelanowa wstała chcąc odejść, ale przyjaciółka nie mogła jéj saméj zostawić, wsunęła rączkę swą pod ramię jéj i kiwnąwszy głową ex-mężowi poszła razem z Niną.