Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/37

Ta strona została skorygowana.

przeciągnioném dla uczynienia tém mocniejszego wrażenia, starzec, który się ciągle wpatrywał w Giettę, jakby wzrokiem chciał gęstą zasłonę, okrywającą jéj twarz przeniknąć... wyciągnął rękę milczący. Starościna domyśliła się, że swą dłoń podać była powinna... wysunęła ją z pod szalu, ale w rękawiczce. Starzec potrząsnął głową, żądając, aby zrzucono okrycie... Starościna z pośpiechu rozdarła rękawiczkę ciasną i rzuciła ją na ziemię. Śliczna długa jéj rączka, drżąc położyła się na stoliku... i spotkała w drodze dłoń starca... niemając czasu ni przytomności spostrzedz, iż prorocze ręce wcale do ascetycznych nie były podobne. Z pod szerokiego rękawa tajemniczego owego wieszczbiarza, wysunęła się ręka biała, pieszczona, prawie młoda... ujęła dłoń starościnéj, a oczy jego ciekawie się w nią długo wpatrywały.
Milczenie panowało chwilę.
Z pod brody ozwał się wreszcie głos przytłumiony:
— Przeszłość czy przyszłość?