wało sale... to jeden to drugi przykładał oko i wzdychał... Widzieli wszystko i stół złotem zasypany, i lejące się wino, i kobiety rajskiéj piękności, słodko szepczące do uszu tancerzy jakieś obietnice szczęścia...
— Macieju! Maciéj! hę! śpisz? — mówił jeden potrącając drugiego, — ano spojrzta! jakie to bestyjstwo hece wyprawia! jak Bóg miły hece... a pije to, a skace, a śmieje się dyby małpy... i takie scęśliwe, ze nie potsebuje pracować nigdy...
— A cobyś i ty spał, jak ja, to nie gadał, co się nie godzi, — zamruczał Maciej — niby to ty nie wiesz, co nas Pan Bóg nierównie stworzył, — a jak jegomość z kazalnicy mówi (kiedy pana niema w kościele), im dano się tu najeść i napić i nadurzyć, a nam u Ojca niebieskiego dopiero przyjdą gody.
— Ale! będzies ty ich widział! rzekł pierwszy — naprzód, że nim się dochrapiesz do św. Piotra, nagrzeszysz srodze... a potém myśli ta, że oni i Pana Boga nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/381
Ta strona została skorygowana.