Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/382

Ta strona została skorygowana.

obałamucą! Abo to mu kościołów nie stawiają i nie kłaniają się... i nie pochlebiają.
— Tyle ty już Pana Boga nie miej za bajbardzo — rzekł drugi, on się zna na farbowanych lisach... Tyle ich, co tu użyją, aż ich wszyscy djabli pobiorą.
— A tymczasem nasz brat... męczy się i z głodu zdycha!
— Coś to nie słyszał o miłym Chrystusie, który przecie Pan Bóg był, a jak mu na świecie dojedli, — czy to my lepsi być mamy?!
— Toś mądry!... Pats no pats...
— Co mam patseć, a ocy sobie psować, mało się ich widziało, malowane kukły! Wolałby ja zobacyć wioskę swoją i chatę i matkę starowinę i żonę, co tam na przyzbie siedząc, ocy ociera.
— A ty no — nie z parobkiem — rzekł drugi szydersko.
Kułak mu nagrodził ten koncept boleśny.
— Cicho! a nuż posłyszą, dopiero sobie na cięgi zarobimy. Gdyby wiedzieli, że my tu siedzim za ścianą.
— A po cośmy téż wleźli, boć to ty