Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

szki, a starających się o to, aby nikt ich nie mógł odgadnąć...
Starościna wstała żywo, ujęły się pod ręce i wyszły...
Na wschodach była prawdziwa procesja zakwefionych postaci, które milcząc i tuląc twarze zawstydzone ciągnęły ku górze. Dwie przyjaciołki zbiegły szukać swojego fjakra, znalazły go z trudnością wśród nagromadzonych powozów i nie mówiąc do siebie słowa, odjechały...
Wróciwszy do kasztelanowéj, Gietta padła na kanapkę, siedziała na niéj długo... nie śmiały się spytać jedna drugiéj o nic i rozstały się milczące... Obie czuły odrazę jakąś do siebie... a starościna odjechała niewiedzieć dlaczego, prawie gniewna.


Późno w noc zaczynała się reduta w Radziwiłłowskim pałacu, na którą uczęszczano tak tłumnie, iż biletów na nią nie starczyło spragnionym zabawy pełnéj uroku. Ta właśnie była wyjątkową i ostatnią. Karnawał minął oddawna, ale wszyscy się