Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

bawić potrzebowali, na czas i porę nie zważano bardzo. Reduta tak była wszystkim wygodną i tylu potrzebom serdecznym odpowiadała, iż się o nią wszyscy napraszali, wyprawiono więc jeszcze jedną. Tego dnia wieczory prywatne były prawie puste, w teatrze osób niewiele, a te które się tam pokazały, poznikały wszystkie... aktorowie dokończyli przedstawienia przed próżnemi ławkami.
Gdy się sale otwarły, tłum, który już oczekiwał przed drzwiami, wpłynął w nie z wrzawą i oznakami wesołości szalonéj. Pisk, śpiewy, okrzyki napełniły wszystkie kąty.
Co chwila powozy nowe zataczały się w dziedziniec, szczególniéj najęte fjakry, karetki i bomby, po których właścicieli ich wieczornych niepodobna się było domyśleć. Kilka znanych ekwipażów między niemi niewiele nauczyć mogły. Wiedziano dobrze, iż najczęściéj gdy konie stały w podwórzu, panowie co je tu zostawili znajdowali się gdzieindziéj.
Chwilami z sal wymykały się dwa do-