Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

byle miał czém grzbiet przykryć. Miszkulancja obrzydliwa.
— No, bo i świat teraz taki, — westchnął pierwszy, — darmo płynąć przeciw wodzie, nasz szlachecki świat się skończył, a nowy bodaj rozpoczyna, na którym my królować nie będziemy.
— A kto temu winien? — zawołał chmurny starzec — jak nam we Francji, sam i kat wié gdzie zaśpiewają, tak my tańcujemy. Zwichnęliśmy się ze swéj osi, a nim drugą kołodziej przyprawi, pono o ziemię wóz się wywali.
— Ej! ej! co tam znowu złego tak bardzo ma być... wybrniemy z tego, mości dobrodzieju, wybrniemy.
Sztuknął o kieliszek starego.
— Bodaj się nam dobrze działo!
— Bodaj... ale wątpię...
Gdy tak gwarzą, od drzwi wchodowych szmer, hałas i wrzawa słyszeć się dały, cisnąć się zaczęli widzowie ku nim; na salę wchodził ktoś znać ciekawy, kilka piskliwych głosków niewieścich odezwało się.