ty każdy jakąś grupę... Djabli ci byli tak zręczni, iż potrafili się wcisnąć wszędzie, każdéj z pań coś szepnąć na ucho... a rzadko która, usłyszawszy słowa djabelskie, wstrzymała się od wykrzyku... zgrozy i oburzenia...
Najdaléj w kątek ciemny schroniły się były dwie maseczki, które wśród tłoku niedawno się znalazły widać i poznały. Jedna z nich miała wytworny strój francuski z kapelusikiem pasterskim, huletą i koszyczkiem kwiatów. Czarny maleńki loup osłaniał część górną twarzyczki białéj jak śnieg i młodziuchnéj.
Druga miała na sobie strój dawny z czasów Katarzyny Medicis i zasłonę zarzuconą na twarz.
Maleńki zręczny djablik wsunął się ku pasterce.
— A! królowo moja! jakże zachwycająco wyglądasz! — zawołał piskliwie, — ale godziłoż się tobie ubierać za pastuszkę? hę? chyba myślisz paść tę trzodę głupich gęsi, co patrząc w twe oczka posłusznie idą za tobą. Powinnaś się była
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/56
Ta strona została skorygowana.