Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

wykręci... Widzisz pani, nie godzi się udawać cnotę, kiedy się tak okrutnie w sercu grzeszy, kochając cudzego...
Kasztelanową nazwana oburzona podniosła głowę, a djabeł śmiejąc się uciekł...
Podobnych scen i gorszych jeszcze daleko, było mnóstwo... zgroza powszechna... Żony demaskując się, biegły do mężów błagać ich, żeby choć jednego djabła schwytano... żeby się można przekonać, kto do tej kliki szatańskiéj należy... Ruszyli się starzy ku przedsieniom... posłano po straże... popłoch na sali zrobił się wielki, ale wśród niego, jak i którędy znikli djabli, tego sobie nikt wytłómaczyć nie umiał, nie wychodzili bowiem drzwiami... to pewna, nie widziano ich wylatujących oknami. Dosyć, że nie było w kwadrans ani jednego. Zwarzyło to zabawę... reduta osmutniała... panie siedziały po kątach chmurne, wiele z nich wyjechało natychmiast.
W sali gry tylko i w około butelek równie było pełno jak przedtém, owszem ścisk się zwiększył, a rozmowa podniosła