Udajemy sensatów, patrjotów, ministrów, a z nas próżniaki, niedołęgi i rozpustniki. Mało co umiemy, nie robiemy nic... gnijemy na pniu... Nie mamy się co okłamywać... Jeszcze sto lat, a szlachcica polskiego, zabalsamowanego, za szkłem, pokazywać będą po muzeach...
Dixi! — i kamionujcie, kiedy chcecie... kamień mi innego słowa nie wyciśnie z piersi...
Napaść była tak gwałtowna, tak nieprzebaczająca nikomu, iż wszyscy osłupieli.
Jeden tylko ktoś z tłumu wyrwał się z wyrazem: Jakubin! precz z Jakubinem!!
— A no tak! Jakóbin, jeśli chcecie... i oni więcéj mają od was rozumu...
— Co za jeden? kto to taki? — pytano w koło.
— Kat go wie! nikt go nie zna...
— Jakiś chamski syn! — wołali inni.
Mężczyzna oliwkowéj cery powiódł oczyma po zgromadzeniu, westchnął, postawił kielich i powoli wyszedł do sali. Ustąpili mu się wszyscy, gdy wychodził.
Jeden młody człowiek w progu podał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/63
Ta strona została skorygowana.