Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/81

Ta strona została skorygowana.

materjały przygotował.. napróżno do świtu oczekując na gości.
W odosobnionéj salce wpośród stołu miejsce honorowe zajmowała waza ogromnych rozmiarów, przy niéj leżał stos pomarańcz, kupka cytryn, a w dwa rzędy ustawione butelki, zawierały burgunda, szampana i jamaikę.
Posługujący spał w krześle, gdy nareszcie turkot się dał słyszeć i dwa powozy zajechały w wielkim pędzie, czterech młodych panów wbiegło na górę... z szumem, hałasem, dobrym humorem i zamaszystością, właściwą ówczesnéj arystokratycznéj tężyznie... Chłopak porwał się z krzesła piorunem, ale rozespany wpadł na gości, i nie wydobył się z między nich, aż wyszturchany boleśnie...
— Cóż to jest u licha? — zawołał jeden z przybyłych, — przecież dziś u nas walne posiedzenie djabelskie, a dotąd wy tylko tu... i nikogo więcéj?
— Ale reduta, reduta!.. Popili się djabłowie nasi — rzekł drugi. — Ręczę jednak, że przybędą.