Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

winien. Ktokolwiek z nas co wie o kobiecie, musi wyspowiadać, każdą plotkę tu przynieść i wspólny nabytek złożyć do skarbony.
Wszak tak?
— Tak, tak! wiemy, zgoda!
— Pan Sarasemowski ma głos.
Ogromny drab podniósł głowę ponad stół i wazę.
— Wnoszę, aby towarzystwo pilną najprzód rozebrało kwestję; bo dzień się robi, a po dniu djabli nie chodzą. Jaką karę wymierzyć temu trutniowi, co nam w oczy pluł na reducie?
— Zgoda, zgoda! — powtórzyli wszyscy tłumnie. — Jak on się zowie?
— Kniaź... jaśnie oświecony, acz bez butów... Konstanty Korjatowicz Kurcewicz.
— Kto go zna?
— Nikt.
— No, to dać mu sto kijów w imieniu stu djabłów; po jednym od każdego nie będzie za wiele.
— Grubijańska zapłata; nie, jużby się