Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

djabli na lepszy koncept zdobyć nie potrafili?
— Czekajcie — przerwał inny — ja coś o tym Korjatowiczu słyszałem; przybył z Podola w jakimś procesie o spadek z ks. Woronieckimi... goły.
— Każdy, co nie ma butów, ma prawo być malkontentem — rzekł ktoś z boku — a kniaź podwójne.
— Tak, ale nie przeto ma się bezkarnie urągać takiéj instytucji jak nasza... hipokryta!.. to nie do darowania...
— Nie, nie! ukarać, ukarać go!
Wrzawa się poczęła wielka; prezydujący trzykroć w stół uderzył.
— Kto ma plan kary i coś w tym przedmiocie do zakomunikowania, mówi z kolei.
Była chwila milczenia. Nierychło z ciemnego kąta odezwał się niewidzialny członek:
— Proszę o głos.
— Zorobabel mówi.
— Cicho, mówi Zorobabel!
W milczeniu znowu nalano ponczu do szklanek, a Zorobabel począł nadzwyczaj