Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/89

Ta strona została skorygowana.

Poncz zaczynał głowy rozgrzewać. Wywołano imiona dziwne... Nabuchodonozora, Hermafrodyta i Absalona... Śmiech i wrzawa powadze dotychczasowéj narady silnie zagroziły; prezydujący napróżno już przywoływał do porządku.. rozmowa, a raczéj gwar krzyżujących się wykrzyków opanował salę... Na chwilę milkli, aby kogoś posłuchać, a potém szał ogarniał ich na nowo... Reduta stanowiła przedmiot ogólny rozmowy.
— Nie chwalcie się — począł jeden z tych, którzy dotąd milczeli — „sto djabłów“ zrobiło wrażenie w stolicy, o jakiém nawet się nam nie śniło... ciekawość podbudzona do najwyższego stopnia; starzy podrażnieni i źli, gotowiby nas oddać w ręce marszałkowskiéj straży... ale licha zjedzą. Kobiety się wściekają; bileciki nasze rzucane zręcznie, a przekonywające że wiemy o wszystkiém i że ściany buduarów są dla nas przejrzyste... budzą trwogę i popłoch... Ale wiecie panowie, że wszystko to mogłoby ostatecznie wywrzeć wcale przeciwny naszym zamysłom