Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/96

Ta strona została skorygowana.

wiuteńkie barometry bez merkurjuszu, futra, szable, stare książki, bilety na teatr, na galerję sejmową, pończochy i ordery... czego tylko dusza mogła zapragnąć
Na brak towarzystwa nie można się tu było nigdy uskarżać, nawiedzanie to nietylko w rannych trwało godzinach, ale się jeszcze cały dzień powtarzało z wielką i przyjemną rozmaitością osób i przedmiotów... A każdy przybywający rozkładał się ze swym towarem, wdawał w rozmowę z uprzejmością nieporównaną, bawił gościa nie rachując się z czasem, a kontentował choćby małym targiem. Natomiast mówił i pytał wiele, jakby miał na sercu poznać się z podróżnym i ułatwić mu a uprzyjemnić pobyt w stolicy, a nadewszystko ustrzedz go od oszustów, o których mówił z westchnieniem, że psuli tylko handel ludziom uczciwym.
Zresztą żyjący w tym błogosławionym Marywilu, nie wychodząc z jego czarodziejskiego koła, nie potrzebując nic szukać daléj, znajdował tu pod ręką, czego tylko zapragnął; kawiarnię, restaurację,