czały się czystością, bo w dnie błotniste narody wędrowne niosły na nie z ulicy co przylgnęło do ich pantofli, a w dnie suche twardniało to na wieki i przywrzéwało do stopni. Pośliznąć się téż na nich było niepodobna, ale z pewną ostrożnością przechodzić było potrzeba środkiem ubitą po nich ścieżyną. W nocy brak było wykwintnego oświetlenia, ale do późna ze drzwiczek i okienek tylu, dobywały się promyki niepłatne, iż zbytkiem zdawało się kosztowniéj dla lokatorów znajome przejścia objaśniać.
Marywil oprócz tego dogodnym był swém położeniem w pośrodku miasta, w sercu stolicy, i długo nałogowa szlachta wiejska nawykła nie znać nic nad tę poufałą gospodę. Wprawdzie u wrót, jak na „ Tłumackiém,“ nie było szwajcarów dniem i nocą pilnujących wnijścia, i cisnął się tu kto chciał, nawet żebractwo liczne wówczas w Warszawie; ale miał każdy sposobność poświadczyć czynem swe dobre serce... Ubożsi i skromniejsi lubili
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/98
Ta strona została skorygowana.