Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

miał chatę darmo... Ot! gdyby się co w okolicy znalazło... jabym już i końca procesu nie czekał.
— Zapewne, że niema go co czekać, — ze smutnym uśmiechem rzekł kniaź, — bo go można uważać za przepadły.
Spojrzeli sobie w oczy raz jeszcze.
— Czy książe co wiesz? — zapytał żywo Grzegórz.
— Od wczoraj, mój drogi Metlico... a ty?
— I ja także! — szepnął stary wzdychając, — ale... cóż wy na to?..
— Widzisz, jestem spokojny, jużem to Bogu ofiarował.
— Ale któż doniósł księciu? komu to było tak pilno przyjść ze złą nowiną?
Kniaź z pod poduszki dobył kartę i podał ją Metlicy. Na półarkuszu stało nakreślone pospiesznie:
„Na początek. Winszujemy księciu jegomości na łeb przegranéj sprawy z Woronieckiemi. Korjatówka cum attinentiis przepadła. To jeszcze nic... tylko tymczasem.. sygnaturka na celebrę...