Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

europejskie, ale słowo honoru, że oprócz Paryża Warszawa z żadną porównać się nie daje.
— Warszawa w czasie sejmu, — podchwycił Stefan — jest oczywiście więcéj ożywioną i ludną niż zwyczajnie.
— Ale zawsze Warszawa Warszawą, — dodał sąsiad, — miasto rozkoszne, mieszkańcy Ateńczycy północy... kobiety nieporównane, wielki świat najlepszego tonu.
Dwaj młodzi zamilkli.
— Szczęśliwy, komu się dostało pędzić tu lata młodości.
Nie było i na to odpowiedzi.
— Panowie bywają na wielkim świecie? — dodał.
— My? nie, — rzekł książe, — ja jestem zajęty pracą, a mój brat służbą, któréj mundur nosi.
— A! przyszły obrońca ojczyzny! — zawołał grzeczny jegomość. — Czy wolno zapytać, jakie jest zajęcie szanownego pana?
— Jestem w biurze bankiera.
— Ślicznie! Miło jest patrzeć na złoto i chodzić koło niego, — westchnął sąsiad, — przyjemne zajęcie.
Nastąpiło milczenie. Ponieważ z tego tonu poczęta rozmowa nie doprowadziła do zbliżenia, o które znać szło temu panu,