Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

— Dobrze, panie kapitanie! Jutro po ósmej!
Rozstali się z tém, a kniaź wedle umowy zawiadomił natychmiast Metlicę, który nadszedł niezwłocznie. Już miał krótko się rozmówiwszy z nim wychodzić Konstanty do biura, gdy w progu ozwało się:
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Był to znany z więzienia księciu p. Seweryn Orzeszko podkomorzyc Piński, którego za poręką wypuszczono.
— Szanownego sąsiada dobrodzieja — zawołał z nizkim ukłonem, — przechodząc tędy submittuję się w celu zapytania, czylibym nie mógł otrzymać pół talarka dla pokrzepienia zdebilitowanego żołądeczka!
— Wszystko to być może, — z uśmiechem odpowiedział Konstanty, — ale cóż pan tu robisz?
— Wypuszczono mnie! nie żeby chciano uznać klar niewinności mojéj, ale tymczasowo... za poręką. Jestem bez zajęcia, obowiązku i co gorzéj bez sustentacji... Aczkolwiek mam tu familją i znajomych, ale wytarty kontusz odstręcza.
Metlica patrzył nań ciekawie.
— W więzieniu, — odezwał się Seweryn, — zastępowałem częstokroć klucznika... zdałbym się do dozoru. A po cichu