Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/117

Ta strona została skorygowana.

powiem, gdyby Moskalów trzeba było rznąć, toby mi było najprzyjemniejszém; ale tsyt! bo mnie ambasada szpieguje!
Grzegorzowi coś znać na myśl przyszło, bo po krótkiéj rozmowie zamówił podkomorzyca pińskiego nazajutrz wieczorem na Marywil i z pół talarkiem, który był in votis, odprawił.
— Co ty chcesz z nim robić? — spytał książe, — to pół warjata!
— A no! zobaczymy... na wszelki wypadek bezpieczniéj się posłużyć pół warjatem.
Nadszedł nareszcie wieczór oczekiwany; Metlica polecił tylko, ażeby książe idąc, pistoletu i szabli nie zapomniał. Ciemno się robić zaczynało wśród tych budowli nagromadzonych tak, że i we dnie nie bardzo były jasne, gdy Konstanty usłyszawszy wybijającą godzinę ósmą i przeczekawszy chwilę, wybrał się pod numer trzydziesty.
Jakkolwiek odważny i pewien, że mu w pomoc przyjdą, książe wiedząc o zasadzce, czuł bijące nieco serce i niecierpliwość niepohamowaną. Zapukał do drzwi, przyszedł mu je otworzyć sam kapitan Panasiewicz i z ukłonem wpuścił go do izdebki, bardzo zręcznie, co oka Konstantego nie uszło, spuszczając drzwi na klucz.