Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/12

Ta strona została skorygowana.

Jest to sobie zgromadzenie poczciwych, którzy wszystkim dobrze życzą... Niech książe pójdzie ze mną...
— Nie powiesz mi kto będzie?
— Nie mogę mówić nic, tylko sumieniem ręczę, że ludzie zacni, choć niepokaźni. Coś tam książe posłyszysz i dowiesz się, co z życiem pogodzi...
— Ale ja urzędownie jeszcze nie wyszedłem z więzienia, nuż mnie tam zobaczą?..
— Kto? — uśmiechnął się Metlica strzepując ręką, — tamto wszystko swoi, ze stu djabłów nie będzie nikogo...
— Więcéj mi nie powiesz?
— Nie mogę... pójdziecie?..
— Po co?.. jeśli chcesz?..
— Proszę...
Widząc, że książe się zgadza, skłonił mu się do kolan.
— Nie potrzebuję nawet prosić księcia o tajemnicę, to się samo z siebie rozumie... jabym głową odpowiedział...
Pokazał ręką sunąc po gardle.
— Klucznikowi powiem, że pójdziemy