— Ja... bo ja w pisanie się nie wdaję! Znakiem krzyża świętego!.. a szablą w powietrzu... to najlepsze pisanie! — ofuknął Trąba. — Kto jak ja nie pisze, ten nigdy głupstwa na papier nie położy i cyrografu na siebie nie da...
Po podpisaniu dokumentu, który jako świadek Metlica i rotmistrz znakiem krzyża korroborowali, na skinienie Grzegorza związano winowajcę, który klął niepomiernie i położono na łóżku... Dwóch czy trzech ludzi pochwyconych z nim odesłano, jako wziętych na zasadzce, do marszałkowskiéj straży; Metlica w ostatku zwołał podkomorzyca pińskiego, który wszedł kłaniając się nizko.
— Sługa uniżony, do stóp się ścielę... o co tu idzie?
— Oto jest człek chory, — rzekł wskazując leżącego pułkownika Grzegórz, — bardzo chory, lekarz go skazał na djetę, nic prócz chleba i wody! A że rozumu nie ma, musi leżeć związany... Czy pan podkomorzyc nie podejmiesz się dozoru?
Staruszek się aż oblizał.
— Czy i ja mam być na djecie?
— Uchowaj Boże! owszem, będziesz pan jadł z tym warunkiem, abyś mu nie dawał. Dwóch ludzi na wypadek przydamy w pomoc pod waszą komendę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/125
Ta strona została skorygowana.