Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

Podkomorzyc złożył ręce z radości.
— Ja go dopilnuję! woda i chleb. — A nachylając się do ucha Metlicy spytał: — Czy on nie miał stosunków z moskalami?
I po gardle posunął sobie ręką.
— Jest ich przyjacielem serdecznym, — odpowiedział kuchmistrz, — ale niech Bóg uchowa, by mu się co złego stało... tylko go trzeba wyleczyć postem o chlebie i wodzie...
— Ja go dopilnuję, — odezwał się podkomorzyc, — człowiek teraz po śmierci nie ma co robić.
Po chwilce niespokojnie zwrócił się do Metlicy.
— Za pozwoleniem szanownego olbrzyma, czy gdyby mu dokuczały muchy, mam opędzać lub nie?
— Uchowaj Boże! to dla niego będzie zbawienne...
— A! a! — mruknął podkomorzyc, — i nie więcéj.
— Nic, prócz żeby extra wody i chleba niczego się nie tknął, a jeźliby krzyczał, gębę mu zawiązać.
Całe to przygotowanie do męczeństwa z zimną krwią urządził Metlica; księcia już nie było, uciekł do swéj izdebki.
Podkomorzyc natychmiast pomyślał o