— Ale uspokójże się, mój drogi książe, wszystko to po świecie chodzi, a dlatego ludzie żyją i rady sobie dają... Masz przecie w. ks. mość przyjaciół, nie licząc mnie, którzy mu zginąć nie dadzą. Ot i ten kasztelan nieboraczysko.
— Dlaczegóż nieboraczysko? — podchwycił książe.
— A no, bo podobno niewiele mu się należy.
— Kasztelanowi? — spytał zdumiony kniaź.
— Czy to książe nic nie wiesz?
— Nic a nie. Czy mu się co stało?
— Bóg wie, różnie ludzie opowiadają. U hetmana był na wieczerzy, a to wiadomo, co tam dokazują, najświętszy człowiek się nie wymówi, gdy poczną klękać, prosić, zaklinać, aby pił. Podobno przebrali miarę... i odnieśli go do domu biedaka w bardzo złym stanie... Puszczali krew... doktorowie siedzą przy nim, jest Lafontaine... ale wszyscy mówią, że nie wytrzyma...
Usłyszawszy to Konstanty schwycił się z łóżka...
— A jam się ani dowiedział! ani poszedł nawet... Byłbym najniewdzięczniejszym z ludzi, gdybym natychmiast tam nie pospieszył.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/128
Ta strona została skorygowana.