Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

spocząć na godzinę do mnie, dam mu pół talara. Oniby się radzi księcia ztąd jednéj godziny pozbyć.
Znowu pochylił się czapką do kolan i szepnął na wychodném:
— O godzinie jak dobry zmrok padnie, długo tam nie zabawiemy. Zobaczysz książe, że się potém lżéj zrobi na sercu.., boć są i nieźli ludzie na świecie... ale... sza!!
Położył palec na ustach i wyszedł spiesznie.
Wieczorem ledwie się zciemniło, Metlica przyszedł z klucznikiem i zabrał Konstantego z sobą. Zdziwił się książe niezmiernie, gdy ujrzał, że go prowadził na królewski zamek, około którego mnóstwo było ludzi i koni, bo się jeszcze sesja sejmowa nie skończyła.
— Dokądże mnie prowadzisz? — zapytał.
— Ale już bądźcie spokojni, — rzekł Grzegórz z uśmiechem, — ani do króla JMci, ani przed izbę, za to ręczę... A może téż na górze inny a na dole inny sejm się odbywa? Kto to wie? Trafimy