Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

Lekarz tylko co był odszedł, przepisawszy leki, ale pocichu przygotowując do nieuchronnego końca. Książę wcisnął się na palcach i wskazane mu miejsce zajął przy łożu. Kasztelana potrzeba było podnosić, poić... zgadywać myśli jego, gdyż ani mówić, ani poruszyć się nie mógł. Zobaczywszy przybyłego, chory długo nań patrzał, jakby sobie chciał tę twarz przypomnieć, potém głową poruszył i rękę drżącą z trudnością wyciągnął, jakby szukał jego dłoni.
Scena była pełna powagi i boleści, dom cały w żałobie, w trwodze, a kasztelanowa nieumiejąca sobie dać rady, płacząca bezsilnie jak drudzy. Na gościa więc spadł obowiązek pokierowania wszystkiém. Z krewnych nikt nie mógł przybyć tak rychło, a przyjaciele nadto byli zajęci sprawami sejmowemi, polityką, zabawami, żeby się z nich który chciał dla chorego starca poświęcić. Książę uczuł, że przybył bardzo w porę, i dziękował Bogu, iż tak szczęśliwie był natchniony.
Wszyscy byli znużeni, mało kto przytomny; chory potrzebował ciągłéj czujności. Konstanty więc ofiarował się pozostać przy nim i siadł przy łożu, którego nie opuścił do rana.
W stanie chorego nie było ani pole-