Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/14

Ta strona została skorygowana.

téż bodaj na posiedzenie, ale nie senatorów... Już ja ręczę, że księcia ani w kłopot, ani na złe miejsce nie wprowadzę.
To mówiąc Metlica potarł czoło, uśmiechnął się, poprawił paska i minąwszy główne wnijście, skierował się boczną bramą na pusty, wązki dziedziniec, do którego wprawdzie gwar z pierwszego podwórza dochodził, śmiech woźniców, rżenie koni i hałas służby; ale tu żywéj duszy nie było widać, ani światła w oknach pozabijanych deskami, które w tę stronę wychodziły. Gdy przednia część zamku cała była w światłach i gwarze, ta stała opasana milczeniem i ciemnością.
Stare zamczysko królewskie budowane powoli, wiekami, uosiło téż ślady różnych rąk i ludzi różnych, którzy nad niém pracowali. Od czasu przeniesienia stolicy z Krakowa, ba wcześniéj nawet klejono to królewskie gniazdo, rozszerzając je, dosztukowując, poprawiając. Każdy z królów i budowniczych zdobił je po swojemu i zapisywał mimowoli datę kamienną na gmachu coraz rosnącym. W końcu się z te-