Hrabia Zeno pochmurniał.
— Pozwól sobie powiedzieć, pułkowniku, — rzekł, — że podobnéj niezręczności, że się tak grzecznie wyrażam, w życiu jeszcze nie praktykowałem na nikim, co się interesa podejmuje prowadzić.
— Panie hrabio, — przerwał pułkownik, — to co powiadasz jest najczarniejszą niewdzięcznością... ja dla was może życie utracę, ja proszę o doktora, aby poświadczył, w jakim stanie powracam.
— Ale cóż mnie do tego? — dumnie odparł hrabia, — wziąłeś na swoje ryzyko interes... spisałeś się niezgrabnie, ja ręce umywam. W dodatku jeszcze nas skompromitowałeś.
— I skompromituję gorzéj, ukazując się na świecie w tym stanie.
— O cóż ci idzie? nic nie zrobiłeś?
— Jestem umierający.
— Ale co mnie potém?
Pułkownik spojrzał ze zgrozą.
— To tak? spytał, — czy to słowo ostatnie?
Hrabia Zeno poczynał się gniewać na serjo.
— Patrzcież go! — zawołał, — nie zrobił nie i ma pretensje. A kto ci winien, żeś niezgrabny?
— Więc zobaczymy! — rzekł pułko-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/143
Ta strona została skorygowana.