Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/144

Ta strona została skorygowana.

wnik wstając z krzesła, — ja sprawę moją oddaję pod sąd polubowny.
— Ja z tobą żadnéj sprawy nie mam. Zapłacę ci i ruszaj do stu kaduków.
Tu nastąpił targ, a z niego wyrodziła się kłótnia, któréj opisywać nie widzimy potrzeby.
Pancini biegły był w tego rodzaju interesach i umiał je prowadzić, a słowy się nie łatwo obrażał. Obawa skandalu zmuszała do zaspokojenia go i bądź co bądź trzeba było przyjąć uciążliwe warunki za to, że się interes zepsuł.
Zepsuł się bowiem tak dalece, iż hrabia, który miał po sobie opinję, zaczynał dosłuchiwać się śmiechów i żartów. Koadjutorowie księcia dowcipném postępowaniem zyskali pochwały powszechne, blady pułkownik po poście przymuszonym znosił jeszcze drwiny powszechne. Przygoda jego niewiedzieć przez kogo i jak rozgłosiła się, rozniosła i uczyniła go śmiesznym. Kopije cyrografu, który podpisał, chodziły po rękach. Hrabiowie się wściekali. Książe tymczasem chodził spokojnie w biały dzień, jakby najgrawając się z bezsilnéj zemsty swoich nieprzyjaciół.
Ale nie należało się łudzić tém pozorném zwycięztwem, bo ci co znali rodzinę