Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

cie nie można powiedzieć, ażeby nie przechowano tradycji do dni dzisiejszych! W tém jedném od lat stu nie zaszła zmiana najmniejsza, a niefortunne wybuchy rewolucyjne i wojny o niepodległość nieszczęśliwe, usprawiedliwiając niejako świat wielki, dały mu tylko możność niedołęztwo swe zmienić w teorją niewzruszoną.
Miłość ojczyzny w tym zfrancuziałym świecie schodziła do tak drobnych rozmiarów, iż się w końcu stawała niedostrzeżoną. Patrjotów zwano pocichu Don Kiszotami, jak dzisiaj, a salon nienawidził ulicy, co téż przetrwało do dni naszych. Wielkie panie zmuszone były poklaskiwać fetom patrjotycznym i dawać rączki do pocałowania bohaterom ulicy, ale pocichu jakże się z nich wyśmiewano!!
Nigdy u nas zewnętrznego poloru nie umiano odłączyć od wewnętrznéj człowieka wartości. Kto był choć trochę śmiesznym, wydawał się głupim.
Ale powróćmy do Mniszchowskiego Ogrodu, który tego dnia przepełniony był, nabity wyborem towarzystwa, a potrosze i pośledniejszymi ludźmi, łaskawie przypuszczonymi... do oglądania przygotowań, które Blanchard robił puścić się mając balonem.
Była to chwila, gdy jeszcze wierzono