Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/166

Ta strona została skorygowana.

wi, którego książe jenerał zowie le Colonel de la Chenapanière?
— Ja? pani.
Kasztelanowa, która o niczém nie wiedziała, spojrzała wielkiemi oczyma. Szczęściem Konstanty miał przy sobie ów cyrograf i śmiejąc się podał go starościnie.
— To mnie najlepiéj wytłumaczy, — rzekł pocichu.
Obie panie schyliły się ciekawie czytając oświadczenie pułkownika. Starościna zaczerwieniła się z gniewu, gdyż sercem i duszą była za hrabią Zenonem. Oddała papier milcząca.
Ils sont d’une male dresse! — zawołała mimowoli.
— Czy pani byłaby życzyła, ażeby byli zręczniejsi? — spytał śmiejąc się książe.
Starościna wargi zagryzła.
— Ale książe byłeś okrutny dla tego człowieka, mówią, że ledwie żyje.
— Przepraszam, — odparł kniaź, — ja się do tego nie mięszałem wcale. Miałem przyjaciół, którzy tę sprawę wzięli na siebie. Pułkownika trzymano dwa tygodnie w łóżku o chlebie i wodzie.
Starościna, która tylko co była prawie gniewną, poczęła się serdecznie śmiać.
Ah! la bonne farce! — zawołała, — pułkownika, który gotów największą zro-