Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/17

Ta strona została skorygowana.

znaczeniu małe tylko kółko wtajemniczonych wiedziało.
Z ciemnego dziedzińca wszedł książe za Metlicą do przedsienia kilką wschodami w dół, tu ciemność była zupełna, pokierować się mógł tylko doskonale znający te zakamarki zamkowe. Metlica nie dosyć znać pewnym był siebie, bo wyjąwszy latarkę musiał ognia skrzesać i siarniczką knot w niéj zapalić. Przed niemi był korytarz, który przeszli milcząc i stanęli u ogromnych drzwi. W nich mniejsza furtka zamkniętą była, ale Metlica miał klucz od niéj. Izba następna była rodzajem sklepionego przedsienia wyłożonego kamieniem, z oknami zabitemi deskami... nie było w niéj nic oprócz kilku ław dębowych i olbrzymiego ale zamurowanego komina.
Nie znaleźli tu żywéj duszy, a najmniejszy szmer nie zdradzał w sąsiedztwie ludzi. Drzwi do następnéj sali sklepionéj stare i zeschłe, bez zamku nawet, otwarły się za lekkiém popchnięciem; ale i ta sala była pustą. Znać dawniéj należała do