Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/177

Ta strona została skorygowana.

Między innymi był tu i hrabia Zeno i pani starościna.
— Wie pani świeżuteńką nowinę? — rzekł do niéj, zbliżając się Siemionowicz — Wszak to podobno straciłem kuzynka?... Na księcia, powracającego nie wiem zkąd, napadnięto na Wierzbowéj... i rozsiekano.
Starościna klasnęła w ręce.
— Na śmierć?! — krzyknęła.
— Mówią, iż skonał, ledwie żywego już wniesiono do winiarni przy téj ulicy... tłum ludu stoi. Kilku prócz tego zabitych być ma i rannych, bo formalną stoczono bitwę.
Starościna w téjże chwili porwała się, pobiegła do drzwi i wyjechała. Z płochością sobie właściwą, w któréj może nie było teraz złego serca, ale roztrzepanie dziecinne, kazała wprost jechać do kasztelanowéj.
W pałacu było ciemno, słudzy spali, drzwi stały zawarte, ale lokaj starościnéj dzwonił jak na gwałt, dobudził się kogoś i otworzono pani, którą znano jako przyjaciółkę Niny.
Klęczała rozpromieniona na modlitwie biedna kobieta, gdy wrzawa ta powstała w domu i starościna w paradnym swym stroju wpadła do sypialni rzucając się jéj na szyję... zdyszana... z płaczem kon-