Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/179

Ta strona została skorygowana.

mnościach... strasznego obrazu, który wyobraźnia kreśliła.. Ulica była tak pełną tłumu, że woźnica zatrzymać się musiał... Kasztelanowa nie czekając, by jéj drzwiczki otwarto, sama sięgnęła ręką, dostała klamki powozu i wyskoczyła z niego. Starościna pobiegła za nią. Przez tłok niepodobna się było docisnąć
Słudzy pobiegli przodem robiąc im drogę... i dwie kobiety weszły do winiarni, zapełnionéj ciekawymi. Tłum, który się tu cisnął, złożony był z najróżnorodniejszych żywiołów, począwszy od żebraków do magnatów, którzy przejeżdżając, ciekawości oprzeć się nie mogli. Metlica jednak zastawiwszy ławą wnętrze izby, stał na straży i daléj nie puszczał nikogo.
Na stole, na którym jeszcze znać było świeże libacje węgrzyna, złożono ciało księcia. Dwóch chirurgów rozcinali suknie, aby rany opatrzyć. Cała twarz, piersi, ręce, zbroczone były krwią... i kałuża krwawa zebrała się już pod stołem. Kasztelanowa odchyliła rękę Metlicy, który dwie panie przepuścił i jak szalona podbiegła ku stołowi.
— Zabity? — zawołała do Grzegorza, — zabity?
— Nie, pani, żyje jeszcze, ale czy żyć będzie... o! nieszczęśliwe dziecko moje!..