Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/18

Ta strona została skorygowana.

przedniejszych w zamku; pozostały w niéj ozdobne odrzwia kamienne, reszty posadzki wydartéj i drewnianych obramowań między oknami. Powietrze wiało chłodem cmentarnym, zapach wilgoci i stęchlizny grobowy panował wszędzie.
Idąc tak, przeszli jeszcze mniejszą komnatę, w któréj szczątki zwierciadeł zostały, a w murze czarna misa, do któréj niegdyś spływała woda z gardła zzieleniałéj mosiężnéj poczwary. Gdzieniegdzie na ścianach okrytych szarą pleśnią i fantastycznemi rysunkami plam mokrych, czerniły się jeszcze jakieś prastare napisy Vivat rex! Tu i owdzie świeciły daty z końca XVII wieku. Po kątach stały kawały drzewa bezkształtne, malowane z jednéj, spróchniałe z drugiéj strony. Któż wie?... kulisy teatru, czy stopnie rozwalonego tronu?
Z gzémsów zrywał się światłem zaniepokojony nietoperz i krążył ponad głowami. Kniaź nie śmiał pytać i szli w milczeniu.
Kilka stopni w dół sprowadziło ich na