wązki przedsionek, w którym dwa wojskowe kotły stare, z rodzaju tych, które na koniach jazda woziła, z rozdartą skórą tuliły się w kącie. Przy nich stało kilkoro drzewców od proporców, a na jednym świeciły się gwoździe i wisiały łachmany. Byłyli to trofea, czy chorągwie bez żołnierzy?
Maleńkie drzwiczki w murze, do których się zbliżyli, kute żelazem całe, z ogromnym zamkiem, stały zaparte. Metlica przyłożył ucho i kluczem, który trzymał w ręku, zapukał trzy razy po dwa. Z drugiéj strony nierychło odpowiedziały mu trzy uderzenia.
Jakiś głos niewyraźne zadał pytanie. Grzegórz niezrozumiałemi dwoma odpowiedział słowy. Klucz zgrzytnął w zamku, drzwi się uchyliły... światełko błysnęło z nich.
— Ilu?
— Dwóch.
— Gdzie znaki?
Metlica podał dwie białe blaszki. Chwila upłynęła na obejrzeniu ich, drzwi się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/19
Ta strona została skorygowana.