Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/202

Ta strona została skorygowana.

— Tak! musi być nie lada awanturnik! — odparł podczaszy. — W istocie opowiadano mi o nim dziwne historje... i przyznam się, że jeden strach tylko o asińdźkę mnie tu sprowadził.
— Bardzo jestem wdzięczną za jego łaskawe zajęcie się mym losem, ale — dodała z niejaką dumą — nie spodziewałam się, abyś podczaszy tak złe o mnie miał wyobrażenie.
— Ani gorsze, ani lepsze, moja jéjmość, jak jeneralnie o wszystkich kobietach — mówił stary. — Długo żyjąc na świecie, przekonałem się, żeście wszystkie gęsi, nie wyjmując żadnéj. Tak! tak! za młodu gąski, na starość gęsi... a z tego się nie wychodzi Każda z was da się złapać na słówko.
— Panie podczaszy! — przerwała kasztelanowa — na to nie ma odpowiedzi. Moje szczęście i przyszłość głównie dziś mnie obchodzi.
— A również i familją! — zawołał stary stukając laską. — Przepraszam, my ci głupstwa zrobić nie damy, jak kocham Boga i Matkę najświętszą.
— Podczaszy! nie znasz człowieka, o którym mówisz — przerwała Nina żywo — jest to najszlachetniejszy z ludzi!
— Ta! ta! ta! hołysz, urwisz, zbójca,