Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/209

Ta strona została skorygowana.

Trzeciego dnia Siemionowicz powrócił znowu i zastał księcia samego, Metlica był w drugiéj izdebce. Od czasu ostatniego wypadku stał on się wielce pobożnym i część znaczną dnia spędzał na modlitwie.
Przybyły pieszczotliwy był i nadskakujący jak nigdy, przysiadł się do łóżka, uchwycił księcia za rękę i spytał cichym głosikiem.
— Jakże się książe miewasz?
— Źle, — odparł Konstanty, — cierpię jeszcze.
— Na duszy i na ciele, — rzekł wpatrując mu się pilno w oczy kusiciel. — Nie kryj się książe przed krewnym, który mu dobrze życzy i pragnie z serca... jego pomyślności.
Konstanty spojrzał milcząc.
— To przecie wszystkim wiadomo, — mówił Siemionowicz, — że książe masz sercowe strapienia z powodu kasztelanowéj.
— Strapienia? — zapytał Konstanty, — z jakiegóż powodu? Jestem smutny, ale powodu do zmartwienia nie mam...
Książe wiesz o przybyciu jéj opiekuna?
— Słyszałem.
— No, to zapewne wiadomém mu będzie, że on tylko dlatego tu przybył, aby zamiarom waszym i kasztelanowéj stanąć