Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/213

Ta strona została skorygowana.

— Ja jestem prosty człowiek — odezwał się wzdychając Metlica — ale mnie życie na świecie nauczyło wiele... Ludziom ufać nie bardzo można, źli są niektórzy, reszta słabi... Czy tu księcia trzyma co w mieście? nam by na wieś potrzeba!
— Sądzisz?... powiem ci szczerze... miałem nadzieje pewne... śniło mi się, ale się prześniło... Cisnąć się do ludzi i nabijać im nie mogę... jeśli przekonanym jesteś, że powinniśmy się oddalić, wyjechać na wieś... rób jak chcesz.
— Ja księciu wszystkiego co wiem, mówić nie będę — dodał stary — ale sumieniem zaręczyć mogę, że czekać nie ma na co. W wielkim świecie jak wiatr powionie, tak się chorągiewki obracają... Jedźmy!
— Cóżeś słyszał — spytał książę — mów otwarcie.
— Nie będę krył, lepsza prawda od razu wypita, niż jak trucizna sączona po kropli. Rodzina opadła tę panią i myśleć nie można, aby co być miało z projektów. Wszakże już od dawnego czasu nie zgłosiła się nawet do nas... Posądzą księcia o chciwość, ona majętna, my ubodzy, niech się dzieje wola Boża...
— Masz słuszność — dziej się wola Boża... rób co chcesz... bo téż by to dla