Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/217

Ta strona została skorygowana.

cemu gdy potrzebował pieniędzy, wcale się o losy jéj nie troszcząc. To téż dawny dwór dziedzica był runął... na kupie gruzów rosły chwasty i pokrzywy, obok maleńki, sklecony na prędce przez dzierżawcę dworeczek zawierający izdebek kilka, wyglądał jak dobra chata. Jedynym znakiem staréj sadyby były lipy ogromne, zarosły sad i jakiś kawał muru, w którym lamus zrobiono. Wszystko to stało na płaszczyźnie piasczystéj nieco, smętnéj, poprzecinanéj w dali małemi laskami, z horyzontem ciasno zamkniętym. W dali widać było drewnianą wieżyczkę kościółka, kilka krzyżów czarnych, jeden wiatrak zamyślony z połamanemi skrzydłami i na łące w kilku miejscach błyszczące wody małéj rzeczułki pozakrywanéj tatarakami i trzciną.
Jakże się tu cicho wydało po warszawskiéj wrzawie, jak smutno jakoś, grobowo, ale jak razem spokojnie. Konstantemu przypomniały się lata dziecinne i odżył... Metlica kręcił się, bo bardzo mu szło o to, ażeby nic nie brakło. Pan Seweryn Orzeszko płakał z rozczulenia, przywodząc sobie na pamięć żywot swój szczęśliwy i dostatni, który on nazywał życiem przeszłém, dodając — nim umarłem.
Chociaż trzy godziny drogi dzieliły Kur-