Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

sukna i galonów, która nie służyła nikomu, gwoździe tylko nabite misternie zatrzymała jeszcze.
Obok kulisy teatru niezgrabnie malowane w niebywałe na świecie drzewa uśmiechały się spłowiałemi wieńcami, twarzyczkami amorków i cyframi niezrozumiałemi.
O ścianę sparte były resztki z tarcie zbudowanego łuku tryumfalnego, a wielkie Vivat przypadło nad samém wiekiem trumny.
Z boku, jakby na straży, stał rycerz żelazny, w zbroi od rdzy zjedzonéj, bez rąk, bez stóp i bez głowy. Na piersi miał wielki krzyż mosiężny, który sam jeszcze świecił się na niéj. W drugim końcu rzucono biały posąg marmurowy jakiéjś bogini zwycięztwa, któréj utrącono palmę. Niezgrabna a wymęczonym ruchem popisująca się rzeźba, okryta grubą warstwą pyłu, wyglądała jak najdziwaczniéj.
Kilka ławek jakby kaplicznych, stół wsparty na delfinie z potrzaskaną deką, stos płócien grubych, potłuczone garnki,