— Książe wprost otrzymał spadek po rodzicach, który skutkiem jakiegoś dziwnego testamentu, bo ojciec był rodzajem oryginała, dopiero mu teraz oddano. Otóż cała tajemnica! Ale że towarzystwo nasze odpychało go, gdy był ubogim, on teraz postanowił podobno żyć po za jego obrębem i wedle swéj myśli. Jeszcze go nie widziałem, ale spotkałem ciotecznego brata jego Stefana, który powiada, że on tu tylko zabawi do ogłoszenia nowéj ustawy, a potém na zawsze do dóbr swoich wyjeżdża. Zdaje się, że mimo bardzo uprzejmych dlań usposobień ogółu, nigdzie nie bywa i bywać nie będzie, a żyje z mieszczanami tylko i...
— Więc cóż to nas obchodzi? czy myśli, że po nim będziemy płakali? niech żyje z kim chce, jedzie na wieś i gnije... to nam wszystko jedno!
W duchu pomyślała: — Dobrzeby zrobił, żeby sobie jechał jak najprędzéj!
Lżéj się jéj nieco zrobiło, bo powzięła nadzieję, iż się z kasztelanową nie zobaczy, a że ona żyła bardzo odosobniona, wiadomość o przybyciu księcia mogła ją nawet nie dójść... Powinszowała sobie starościna, iż jéj o tém nie powiedziała... i że na ten raz język ją nie zaświerzbiał...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/248
Ta strona została skorygowana.