Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/255

Ta strona została skorygowana.

wzruszony gość, za nim kniaź z zapłakanemi oczyma, drżący ale z jakąś dziwną radością w twarzy. Zobaczywszy Metlicę, rzucił mu się na szyję i łkając prawie zawołał:
— Grzegorzu! wracamy do Korjatówki, masz grunt, ogród, dom, co chcesz! Stał się cud, ojciec mój z grobu przemówił, módl się za świętą jego duszę...
Metlica ukląkł obejmując panicza, choć nic nie zrozumiał oprócz tego, że do Korjatówki powrócą... spłakał się i dano do stołu. A dopiero po pieczystém i kompocie z jabłek dowiedział się o testamencie i całéj historji.
Przybyłym był książe Woroniecki, który przywiózł testament, rachunki, papiery i zdał fidei komis swój z nieudaną radością, dziękując Bogu, iż mu dał dożyć téj chwili
Co się tam działo, opisać trudno. Trudniéj czasem znieść niespodziane szczęście niż niedolę, któréj się człowiek zawsze spodziewa.
Metlica był jak oszalały.
Woroniecki przenocowawszy tylko, wyjechał dla pilnych spraw, a nazajutrz, z jego jeszcze dyspozycji wyprawione taranty, konie wierzchowe, powozy i służba nadciągnęły. Wolą ojca było, aby bez